Choć większość prognoz najbardziej prestiżowych placówek naukowych wskazuje na to, że nadchodząca zima będzie raczej ciepła, to nie brakuje także zupełnie odmiennych prognoz.
Meteorolodzy zastanawiają się bowiem, czy styczniowa erupcja wulkanu na wyspach Tonga, która była najpotężniejszą erupcją wulkaniczną we współczesnej historii, nie wpłynie znacząco na pogodę tej zimy, jak miało to już miejsce w historii, po dużych erupcjach wulkanicznych.
Najbardziej znanym przykładem w historii był rok 1816, który do dzisiaj naukowcy nazywają „rokiem bez lata”. Na skutek erupcji wulkanu Tambora w kwietniu 1815 roku, cały kolejny rok 1816 obfitował w niespotykane anomalie klimatyczne, szczególnie na półkuli północnej. Zamiast ciepłego lata Europa i Ameryka Północna doświadczyły wówczas prawdziwej wulkanicznej zimy. W maju mróz zniszczył większość upraw w Stanach Zjednoczonych, a w czerwcu przez Kanadę i Nową Anglię przetoczyły się potężne burze śnieżne. W lipcu i sierpniu 1816 roku zamiast typowych dla tej pory roku upałów, ogromna część półkuli północnej pokryta była śniegiem, a rzeki i jeziora skuły się lodem.
Przyczyną roku bez lata były ogromne ilości pyłów, jakie wulkan Tambora wyrzucił do atmosfery zmniejszając ilość energii słonecznej docierającej do powierzchni ziemi.
W przypadku tegorocznej erupcji wulkanu na wyspach Tonga, to nie pyły martwią meteorologów, tylko gigantyczne ilości pary wodnej jakie erupcja uwolniła do dolnej atmosfery, na skutek czego górna stratosfera na południowej półkuli zaczęła się na olbrzymią skalę ochładzać i osuszać.
To ochłodzenie może rozszerzyć się także na naszą półkulę, czego skutkiem byłaby naprawdę mroźna i śnieżna zima.
Czy tak się wydarzy, tego jeszcze nie wiadomo i choć obecne prognozy jeszcze na to nie wskazują, warto mimo wszystko brać taki scenariusz pod uwagę.