Czy kupować kotły o niższej klasie emisji niż piąta?

Fotolia.com | #95255748 | Autor: sveta

Podpisane rozporządzenie we wrześniu 2017 rozpoczęło zakończenie epoki najgorszej jakości kotłów na paliwa stałe. Od 1 lipca 2018 tzw. “kopciuchy” nie będą mogły być sprzedawane w Polsce.

Ta rewolucja obejmuje zarówno użytkowników, jak i producentów kotłów. Dotychczas producenci tworzyli i sprzedawali dowolne urządzenia. Nie było określonych norm na emisję substancji szkodliwych oraz na sprawność spalania. Producenci i kupujący są rzuceni na głęboką wodę. Na rynku jest mnóstwo kotłów niespełniających wymogów ekologicznych, Dodatkowo, większa część kotłów, która spełnia wymagania, posiada podajnik. Urządzenia te są drogie oraz przystosowane do tylko wybranych paliw: ekogroszku, pelletu. Kotłów zasypowych 5 klasy dostępnych jest niestety niewiele. Można zatem zadać sobie pytanie, czy jest sens zakupu bezklasowego kotła?

Wdrożenie rozporządzenia ma na celu eliminację “kopciuchów” z polskich domostw i tym samym poprawę jakości powietrza. Wysoka emisja zanieczyszczeń z tych kotłów przyczynia się w dużej mierze do powstania smogu, szczególnie odczuwanego w sezonie grzewczym. Wydobywający się z takich kotłów kopcący ciemny dym zatruwa nasze otoczenie, rodziny i nas samych.

Jeśli nie przekonały kogoś opisane powyżej argumenty, to być może interesującym wyda się czynnik ekonomiczny. Nowoczesne kotły zapewniają nie tylko czyste spalanie, ale i wyższą sprawność. W katalogowych warunkach często określanych mianem testowych przekracza ona 90%, jednak realnie oscyluje na poziomie 75%. Kotły bezklasowe osiągają zaledwie 60% sprawności. Ta ogromna różnica 15% wskazuje, że lepsze są nowoczesne kotły. Sprawność na poziomie 60% to w rzeczywistości wykorzystane efektywnie tylko 600 kg. węgla ze spalonej 1 tony. Na ciepło marnuje się aż 400 kg. węgla (wylot ciepła kominem, niedopalony węgiel). Jeśli sprawność wyniesie 75% to zyskujemy dodatkowe 150 kg. efektywnie spalonego węgla. Kupimy mniej opału i nie przepłacimy. Przypuśćmy, że w sezonie spalamy 3 tony węgla w bezklasowym piecu (sprawność 60%) – w kotle klasy 5 (sprawność 75%) spalimy 2,5 tony. Różnica 500 kg. to wydatek około 500 zł. Kwota ta wystarczająco przemawia za nieopłacalnością inwestowania w zwykły piec.

W ostatnim czasie przybywa województw, w których należy wymienić stare piece na kotły spełniające normy emisji zanieczyszczeń. To kolejny argument za tym, że nie warto kupować urządzeń pozaklasowych. W ciągu kilku lat będziemy zmuszeni wymienić kocioł zwykły na klasowy. Dodatkowo, rząd zakazał sprzedaży niskoenergetycznego miału, mułu i flotu, dlatego liczenie, że w zwykłym piecu spalimy najtańsze rodzaje paliwa może być złudne.

Na emisję zanieczyszczeń duży wpływ ma, oprócz konstrukcji paliwa, jakość paliwa, poprawnie dobrana moc do zapotrzebowania budynku i dobra obsługa kotła. Paliwo musi być dobrane do budowy kotła. Jeśli parametry opału nie będą zachowane, to nawet najlepszy kocioł nie będzie działał prawidłowo. Przewymiarowanie kotła kończy się utratą sprawności oraz mocy poniżej nominalnej. Regularnie czyszczony piec – wymienniki i dobrze ustawione parametry, a także ich korekta po każdej zmianie paliwa – zapewni poprawne działanie. Trudno wskazać, który z czynników jest najważniejszy. Zaniedbując jeden z nich, zepsujemy efekt końcowy. Zatem czyste spalanie gwarantuje tylko jednocześnie dobry kocioł, który jest prawidłowo dobrany do budynku, właściwie sterowany i zasilany odpowiedniej jakości paliwem.

Paliwa oraz kotły uznano za główny element sprzyjający powstawaniu smogu. Dlatego Rząd planuje wprowadzić certyfikaty dla paliw i kontrolować składy węgla, aby wyeliminować najgorsze jakościowo paliwa: muły i floty. Certyfikaty to koszty dla sprzedawców, zatem ceny węgla wzrosną. Zbyt wysokie ceny spowodują, że właścicieli domów nie będzie stać na zakup. Zmuszeni będą do używania tanich paliw, nienadających się do kotłów niskoemisyjnych. A sami podatnicy zapłacą za pracowników prowadzących kontrole.

Dążenie do wyeliminowania złej jakości paliw jest słuszne, jednak sposób wprowadzenia i zakres nowych rozporządzeń budzi wiele kontrowersji. Zastosowano terapię szokową od żadnych wymagań do najwyższej 5 klasy. Wybór wśród kotłów spełniających wymogi jest niewielki. Producenci na opracowanie wymaganych rozwiązań potrzebują od roku do dwóch lat. Nowe przepisy najbardziej uderzają w małe firmy kotlarskie. Wykonanie badań rejestracyjnych wiąże się dla nich ze zbyt dużymi kosztami.

Wyśrubowane normy emisji spełniają przede wszystkim kotły z podajnikiem. Do nieprzemyślanych regulacji należy zakaz wyposażenia kotłów w ruszt awaryjny. A przecież ruszt awaryjny używany zgodnie z przeznaczeniem, na wypadek awarii sieci zasilającej, umożliwia normalne funkcjonowanie domu. Co jeszcze? Znacząco nie doszacowano liczby firm kotlarskich w kraju i nie przesłano projektu. Od 1 października 2017 Rozporządzenie zakazuje wprowadzania do obrotu kotłów o klasie emisji niższej niż 5-ta. Uzyskanie atestu potwierdzającego 5 klasę wymaga czasu i dużo kosztuje, gdyż badania trzeba zrobić dla każdej mocy kotła. Natomiast akredytowanych laboratoriów jest bardzo mało.

Źródło : https://m.budujemydom.pl/kotly-i-podgrzewacze/24882-czy-warto-kupowac-kotly-o-klasie-emisji-nizszej-niz-5

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *